Gdy życie rzuca deadlinem, pisanie na bloga niestety spada na liście priorytetów. Chociaż Luke’a Cage’a obejrzałam w premierowy weekend, dopiero teraz jestem w stanie podzielić się z wami moimi wrażeniami. Z początku planowałam recenzję pełną gębą, ale po rozpoczęciu pisania o retrospekcjach, bohaterach i antagonistach zdałam sobie sprawę, że w tym natłoku informacji może zaginąć to co naprawdę ma znaczenie – to dlaczego Luke Cage ma Znaczenie przez wielkie Z. (Ostrzegam — żeby nie było — że tekst jest lekko spoilerowy.) ( źródło grafiki ) Ostatnimi czasy Marvel zawodzi mnie na wielu płaszczyznach. Wojna Bohaterów , stworzona przez tych samych ludzi, co majstersztyk, po obejrzeniu którego dosłownie wychodziłam z kina na miękkich nogach (tak, mówię o Zimowym Żołnierzu ), okazał się źródłem wewnętrznej martwicy, której wciąż nie wyleczyłam. Nawet nie będę rozkręcała się z psioczeniem na ostatnie serie komiksowe – wciąż mnie zastanawia kto stwierdził, że Civil War II to dobry