“Co zakwitło, musi zwiędnąć” — recenzja komiksu “Stolp”



Pierwszy raz na Stolp natrafiłam przypadkiem, gdy w ramach prokrastynacji przeglądałam zapowiedzi wydawnicze polskich komiksów. Nazwa od razu rzuciła mi się w oczy, lecz szybkie sprawdzenie nazwisk autorów wystarczyło, aby moje zdziwienie przekształciło się w zaintrygowanie.
            Dla niewtajemniczonych, “Stolp” to niemiecka nazwa miasta Słupsk (ostatnimi czasy znanego głównie z naszego aktualnego prezydenta). Słupsk jest miastem rodzinnym zarówno moim, jak i autorów owego komiksu: Daniela Odiji i Wojciecha Stefańca. Pomimo tytułu, akcja komiksu nie ma miejsca w Słupsku, choć zdecydowanie widać nim inspirację. Ale o tym za chwilę…

(od lewej: prowadzący spotkanie Wojciech Szot, Wojciech Stefaniec, Daniel Odija; Słupsk, kawiarnia Kafeina, 30.06.2017)

            Miałam wiele szczęścia, że moja wizyta w rodzinnych stronach zbiegła się ze spotkaniem autorskim promującym Stolp. Poszłam na nie z wielkim entuzjazmem, jako że uczęszczałam kiedyś na warsztaty literackie prowadzone przez Daniela Odiję i chciałam usłyszeć z jego ust, w jaki sposób zaczęła się jego przygoda z pisaniem komiksów, gdyż dotychczas znałam go jedynie jako prozaika. Pomimo słabej organizacji i mikrofonów działających w kratkę, co nieco udało mi się dowiedzieć. I oczywiście zdobyć premierowo sam komiks i autografy :)
            Daniel Odija, jak już wspominałam, dotychczas zajmował się pisaniem prozy. Ma na koncie wydane cztery powieści oraz zbiór opowiadań, jak i dwukrotną nominację do nagrody Nike. W komiksach nie zaczytywał się przed rozpoczęciem współpracy nad Stolpem, lecz w ramach przygotowania sięgał po klasyków, między innymi Alana Moore’a. Wojciech Stefaniec nie jest debiutantem na arenie polskiego komiksu; jego Noir uzyskał tytuł Najlepszego Komiksu Polskiego 2013 roku nadawany przez Polskie Stowarzyszenie Komiksu. Odija i Stefaniec pracowali nad Stolpem ponad rok.


            Akcja Stolpu dzieje się w postapokaliptycznym świecie, w którym przetrwało jedno miasto: Bardo. Głównym bohaterem, jak i narratorem komiksu, jest tytułowy Stolp. To poprzez jego obserwacje poznajemy Bardo, jego mieszkańców i ducha. Bardo jest dystopią, w której brak roślinności i zwierząt, a zmodyfikowani ludzie żyją dzięki chemii — łykają tabletki na wszystko: aby zniwelować głód i pragnienie, korzystać z kuriozalnych teleporterów, czy nawet komunikować się. Jednakże jest jedna kwestia, której nawet chemia nie potrafi zaradzić — od dziesięciu lat w Bardo nie urodziło się ani jedno dziecko.
            Jak wspomniałam na samym początku, Bardo nie jest kalką Słupska w wersji postapo, lecz sami autorzy przyznają, że silnie inspirowali się swoimi rodzinnymi stronami. Niektóre ulice, które widzimy na stronach komiksu, są przerysowaną wersją tych rzeczywistych, a i marynistyczne tematy są wyraźnie obecne. Dla mnie, jako Słupszczanki, te akcenty były wielce docenione, szczególnie wątek krwiożerczych mew. Tutaj poprawka na wcześniejsze stwierdzenie, iż w Bardo brak zwierząt — wciąż żyją insekty oraz, tak, krwiożercze mewy. Te nadmorskie ptaszyska nie są obce żadnemu mieszkańcowi Słupska, a mnie samą budziły o nieludzkich godzinach porannych przez wiele lat, nie dając zapomnieć o tym, że mają gniazdo tuż nad oknem mojego pokoju. Zrobienie z nich żerujących na ciałach ćpunów krwiożerczych stworzeń było wisienką na tym dystopijnym przegniłym torcie. Kudos, panowie.


            Jak na debiut komiksowy, uważam, że Daniel Odija dobrze sobie poradził. Momentami narracja bywa dość ciężka w swojej filozoficznej poetyckości, lecz pasuje to do Stolpa. Zdecydowanie czułam tutaj tę inspirację Moorem. Stolp jest dystopią pełną gębą, autorzy nie boją się pokazywać krwi, śmierci, nagości i użytkowania narkotyków. Kreska Wojciecha Stefańca jest idealna w przedstawianiu Bardo i jego mieszkańców, wspaniale oddaje klimat miasta. Byłam zachwycona zarówno przedstawieniem opustoszałych części Bardo i jego wysokich, rozpadających się budynków, jak i tych części buzujących życiem i pełnych kolorowych indywidualności. I to dzięki oprawie graficznej dostrzegałam w Stolpie kolejną “słupskość”, gdyż niektóre kadry przypominały mi twórczość Witkacego, który jest bliski sercu każdego Słupszczanina.
            Komiks z pewnością wyróżnia się fizycznie. Wydawnictwo Komiksowe zaszalało, gdyż Stolp to spory tom mierzący 23,5x32cm, liczący ponad sto stron i wydany na grubym matowym papierze. Na pewno będzie wyróżniał się na półce. To równocześnie ułatwia i utrudnia samo czytanie. O ile nie ma się problemu, aby doczytać każdy dymek i dojrzeć wszystkie szczegóły rysunków Stefańca, z pewnością nie jest to publikacja, którą poczytamy po drodze w tramwaju, czy zabierzemy jako lekką lekturę na wakacje.
            Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do Stolpu, to podejście do tematu płci. Istnienie w Bardo “dwupłciowców” zaintrygowało mnie od pierwszego pojawienia się tego konceptu. Początkowo wątek ten pojawiał się jedynie w tle, lecz potem nasz bohater Stolp spotyka się z Rege. Rege jest dwupłciowcem celebrytą, jak i przyjaciółką Stolpa. Liczyłam na głębszy wgląd w ten koncept podczas rozmowy Rege i Stolpa — i rzeczywiście go dostałam. Coś mi jednak w całej tej rozmowie nie do końca zagrało i trochę pozostało mi po niej niesmaku. Nie tego się spodziewałam, krótko mówiąc. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale też chciałam podzielić się tym spostrzeżeniem, gdyż to w sumie jedyna rzecz, której mogłabym typowo się uczepić.
            Podsumowując, Stolp zrobił na mnie pozytywne wrażenie, choć też nie powalił mnie na kolana. Jak sami autorzy wspominali podczas spotkania autorskiego, ten tom jest powolnym wprowadzeniem w tetralogię “Bardo”. Na pewno sięgnę po kolejne części, gdyż lubię tematy dystopijne, a świat przedstawiony przez Odiję i Stefańca na razie mnie kupił. Jestem ciekawa rozwoju wątków, które rozpoczęły się w tym tomie, jak i chętnie zobaczę więcej tego postapokaliptycznego miasta. Was również zachęcam do zapoznania się z tą pozycją, jeżeli odpowiadają wam takie klimaty. I uważajcie na mewy!

Komentarze