Scott Lobdell – prawdziwy arcywróg Jasona Todda

Od kiedy miał miejsce ostatni reset uniwersum DC i nastały czasy New52 (polskie Nowe DC), nad seriami z Red Hoodem w tytule sprawuje pieczę ten sam pisarz – Scott Lobdell. Nawet gdy wprowadzono Rebirth (polskie Odrodzenie), większość serii dostała nowy zespół kreatywny, jednakże serię Red Hoodową nadal pisze ta sama osoba. Nie wiem, z jakim demonem Lobdell zawarł pakt, ale jest bardzo skuteczny, bo pomimo niezbyt dobrego odbioru wszelkich serii przez niego pisanych dla DC w ostatnich latach, nadal trzyma on monopol na tytuły z Jasonem Toddem w roli głównej bądź jako przywódcy drużyny. Osobiście mam tyle problemów z pisaniną Lobdella, że powoli staje się on moim komiksowym arcywrogiem, jednakże w tym poście chciałabym się skupić na jednej konkretnej kwestii - alienacji Jasona.


Zanim nastało New52, Jason nie był w najlepszych relacjach z resztą batrodziny. Jednakże po restarcie zaczął powoli wracać do łask. Już w pierwszym batrodzinowym evencie, “Śmierć Rodziny”, Jason jest wliczony w poczet nietoperzy i Joker porywa go wraz z resztą Robinów. Jason współpracuje z Timem, a po całym zamieszaniu nawet zamienia kilka słów z Bruce’em. Chociaż nie wyraża zbyt wielkiej chęci na naprawianie relacji z tym drugim, zostaje zmuszony do pozostania w Wayne Manor na dłużej przez kolejny trik Jokera, który go dotkliwie rani. Bruce czuwa przy nim, gdy ten jest męczony koszmarami i ostatecznie ma miejsce symboliczny uścisk między Jasonem i jego adopcyjnym ojcem, który wyznacza początek nowej ścieżki dla ich obu.


"Red Hood and the Outlaws" (2011) #18, tie-in do "Śmierci Rodziny"

Od tego momentu Jason staje się stałym elementem wszelkich batrodzinowych akcji i schadzek. Z otwartą niechęcią, ale przyjmuje zlecenie od Batmana podczas serii “Wieczny Batman” (2014), gdzie naprawia swoje relacje przede wszystkim z Batgirl, Barbarą Gordon. Gdy Dick ukrywał przed wszystkimi to, że jednak nie umarł, po to aby pójść na kolejną misję zleconą przez Batmana i zostać agentem bez tożsamości (dla zainteresowanych: wszystko to dzieje się świetnej serii “Grayson”), Jason idzie na jego pogrzeb. Jason dołączył nawet do Batman Incorporated pod pseudonimem Wingman, jako że Bruce na tamten moment widział to jako lepsze rozwiązanie, niż ratowanie reputacji Red Hooda. Podczas serii “Wieczni Batman i Robin” (2015), Jason nadal lubi podkreślać, że jest czarną owcą rodziny, jednakże wraz z Dickiem, Timem i Damianem działają jak świetnie naoliwiona maszyna. Jason droczy się z Dickiem bez prawdziwego jadu, który było jeszcze czuć na początku New52, a wraz z Timem tworzą duo, które zasługiwałoby na własną serię.

"Batman and Robin Eternal" (2015) #16

Od kiedy nastało Rebirth, obecność Jasona już nikogo nie dziwi podczas batrodzinowych wydarzeń. I nie jest on też jedynie wzywany, gdy są potrzebne jego umiejętności na kolejnej nietoperzowej misji, a jest ponownie traktowany jak pełnoprawny członek rodziny. Gdy Alfred przekazywał dzieciakom Bruce’a nowiny o zaręczynach z Seliną, Jason był tam obecny – nikt nawet nie komentował, czemu śmiał się zjawić, jak to bywało wcześniej. Później również został poproszony przez Bruce’a o zadbanie o bezpieczeństwo Seliny na jej wieczorze panieńskim. Gdy cała rodzinka spotyka się na wspólny obiad, nie czuć już tego napięcia między Jasonem a resztą nietoperzy, tak jak to bywało jeszcze za każdym razem, gdy wpadał na kogoś z batekipy za czasów New52.
Z ekscytacją śledziłam ten proces powrotu Jasona do rodziny. Miał swój moment szaleństwa po traumatycznej śmierci, zmartwychwstaniu i byciu wrzuconym do Lazarus Pit. Jednakże miało to sens, aby jego gniew po latach został ujarzmiony i batrodzina ponownie przyjęła Jasona w swoje ramiona. I rzeczywiście dostałam to, co chciałam, w seriach i wydarzeniach skupiających się na samej nietoperzowej ekipie…



"Batman" (2016) #16

Prócz odbudowanych i nowo powstających więzi z batrodziną, Jason dorobił się również najlepszego przyjaciela w New52 – Roya Harpera, byłego pomocnika Green Arrowa, który aktualnie znany jest pod pseudonimem Arsenal. Sam Roy po resecie uniwersum to temat na osobny post, jednakże pomimo wielu ogólnych zawirowań w jego charakteryzacji, nie mogłam poradzić na to, że stałam się oczarowana jego relacją z Jasonem. Mają świetną dynamikę, najpierw wraz z Koriand’r jako “Red Hood and the Outlaws”, a potem we dwójkę w serii "Red Hood/Arsenal”. Jason i Roy to dwa życiowe przegrywy, które wciąż stąpają po cienkiej linii między bohaterem a kryminalistą i próbują znaleźć swoje miejsce w świecie. Po tym, jak Koriand’r opuszcza Outlaws, Jason i Roy działają jako duo vigilante do wynajęcia, jak i zamieszkują razem, dzielą konto w banku i bez pytania włażą sobie do łazienki, gdy drugi bierze prysznic.

"Red Hood/Arsenal "(2015) #2

Można by się spodziewać, że po tak idealnie rozłożonym w czasie powrocie Jasona na łono batrodziny, będzie to nowy status quo w generalnie przyjętym aktualnym uniwersum. Wreszcie będzie miał wsparcie w bliskich mu osobach, by poradzić sobie ze swoją traumą inaczej niż biegając i strzelając do ludzi. Jednakże Scott Lobdell tak tego nie widzi…
Wraz z Rebirth dostaliśmy nową serię komiksu “Red Hood and the Outlaws”. Za czasów New52 owymi “wyjętymi spod prawa” u boku Jasona byli wyżej wymienieni Roy Harper oraz Koriand’r. Jak już wspomniałam, Koriand’r opuściła chłopaków wcześniej, a potem, z racji powrotu drużyny Titans, Jasonowi odebrano również Roya z jego tytułowej serii. Rebirth przyniosło więc nam zupełnie nowy skład Outlaws, w który wchodziła Amazonka – Artemis oraz klon Supermana – Bizarro. Jason dość szybko przywiązuje się do nowej ekipy i o ile nie miałabym nic przeciwko powiększaniu kręgu przyjaciół naszego zombie Robina, to niestety tutaj Lobdell zaczyna wpadać w błędne koło.
Jesteśmy już dość daleko w tym poście, a ja na razie pisałam wręcz o przeciwieństwie alienacji w przypadku postaci Jasona, a przecież o to niby ma się tu rozchodzić. Powodem jest fakt, że opisywałam wydarzenia z serii i eventów skupiających się na batrodzinie. Gdy zagłębimy się w komiksy z Red Hoodem w tytule i nazwiskiem Lobdella na okładce, wejdziemy w zupełnie inny świat.
Osobiście mam wrażenie, że Lobdell ma problem z Jasonem, który ma więcej niż dwie ważne osoby w swoim życiu. Wykluczając te zeszyty, które są tie-inami do większych eventów skupiających się na nietoperzach, Jason u Lobdella wciąż powtarza, że nie ma już rodziny i nigdy nie będzie z powrotem jednym z dzieciaków Bruce’a. W trzynastym zeszycie “Red Hood and the Outlaws” (2016) ma miejsce rozmowa między Jasonem i Artemis:

Artemis: Ale masz przecież swojego mentora, Batmana. I swoich towarzyszy broni.
Jason: Tak naprawdę to nie. Jeśli chodzi o niego, to zawaliłem pod każdym względem już dawno. Cokolwiek pozostało… To nie rodzina. Nie dla mnie. Nie niesie ze sobą znaczenia, które powinno.

Przyznaję, że przeklęłam siarczyście, gdy przeczytałam tę stronę. Ta rozmowa ma miejsce w serii w czasach Rebirth, czyli ma miejsce po tych wszystkich wydarzeniach, które opisywałam wcześniej. Po tym, jak Bruce i Jason mieli już kilka rozmów od serca i przytulasów, po tym, jak Batman przyznał, że nietoperze potrzebują też kogoś takiego jak Red Hood, po tym, jak Jason i Tim jadają razem śniadanka i jeden wyciąga drugiego z morderczego transu za pomocą kilku trafnych słów od serca, po tym, jak rzucają się z Damianem jedzeniem w fast-foodzie i po tym, jak daje Dickowi porady miłosne, gdy razem kopią dupska kryminalistom… Po tym wszystkim i nie tylko, Jason w swojej drużynowej serii mówi, że wcale nie jest częścią batrodziny! Rozumiem, że często są niezgodności między równocześnie wychodzącymi seriami w komiksach DC, bo nie da się wszystkiego idealnie skoordynować między tyloma zespołami kreatywnymi, ale tak jak pisałam wcześniej, powrót Jasona do rodziny był procesem, który ciągnął się przez lata. Lobdell sam napisał kilka zeszytów, które się do tego przyczyniły, gdy były częścią eventów.
Jednakże to nie pierwszy raz, gdy Lobdell nie trzyma się swojej własnej pisaniny i wygodnicko zapomina o przeszłych wydarzeniach, żeby postępować w swojej alienacji Jasona. Podczas tej samej rozmowy z Artemis, Jason nie tylko zaprzecza jakoby miał nadal rodzinę, a dalej mówi również:


Czuję bliższą więź z tą ogromną bryłą białej gliny niż z – cóż – ktokolwiek innym, kogo znałem. To prawda, Roya i Dicka znam od dziecka, ale… Od kiedy wróciłem z martwych? (Bizarro) to pierwszy prawdziwy przyjaciel, jakiego zdobyłem.

Ale jak to? A co z tym szalonym rudym łucznikiem, z którym dzieliłeś mieszkanie w waszej serii rok wcześniej, którego sam nazwałeś swoim najlepszym przyjacielem?

Widzicie to? Właśnie dlatego nie lubię mieć współlokatorów. Nawet gdy jest nim mój najlepszy przyjaciel.

Może byłabym w stanie nawet pojąć, gdyby scenę z nazywaniem Bizarro pierwszym prawdziwym przyjacielem Jasona od zmartwychwstania napisał ktoś inny niż osoba, która zrobiła z Jasona i Roya przyjaciół, a potem była autorem serii o nich dwóch. Czasem jednemu pisarzowi wybitnie się nie podoba to, co zrobił poprzedni, i nawet nie ukrywa się z retconami i wprowadzanymi przez siebie zmianami, ale tutaj w obu przypadkach mamy do czynienia z Lobdellem. Jak mógł pisać o Jasonie i Royu jako najbliższych przyjaciołach przez pięć lat po to, aby w następnych tytule kompletnie to wszystko przekreślić? To, że Roy fizycznie nie jest już w drużynie z Jasonem, nie oznacza, że musi on teraz kompletnie wymazać go ze swojego życia i twierdzić, że wcale nie byli przyjaciółmi. Uważam, że Jason jest już na tyle dużym chłopcem, że potrafi mieć więcej niż jedną, maksymalnie dwie, bliskie mu osoby. To nie jest tak, że ma dwie rubryczki i jeśli chce zawrzeć nową przyjaźń, to musi wymazać poprzednią, bo nie będzie miał wydolności na takie przedsięwzięcie. Ale Lobdell najwyraźniej właśnie tak to widzi.
No cóż, przynajmniej Jason ma jednak zawsze kogoś bliskiego, kogoś, kogo chociaż w tym momencie nazywa przyjacielem! Nie tak jak przed New52, kiedy po powrocie z martwych tułał się sam i…




Ah, czyli Artemis i Bizarro też zniknęli z życia Jasona i jest samotny do tego stopnia, że jego seria zmieniła tytuł na “Red Hood: Outlaw”?
Świetna robota, Scott.
Specyfiką amerykańskich komiksów superbohaterskich jest to, że co pewną ilość zeszytów zmienia się zespół pracujący nad tytułem, przez co mamy pomieszanie z poplątaniem w kanonie i charakteryzacji postaci. Ale jesteśmy fanami, już do tego przywykliśmy. A tutaj mamy Scotta Lobdella, w większości znienawidzonego przez fanów Jasona Todda, który ma monopol i pisze główne serie o Jasonie Toddzie od 2011 roku.
Smutno mi, jako fance Jasona, gdy jestem pytana o rekomendacje komiksów z nim dla osób nowych w temacie, bo jeśli chodzi o komiksy po 2011 roku to już trzeba robić całą rozpiskę pojedynczych zeszytów wartych uwagi. A takowych świeżych fanów przybywa – “Under the Red Hood” to nadal jeden z najlepszych filmów animowanych DC, Jason wreszcie zaczął pojawiać się w znanych grach, a pod koniec zeszłego roku zadebiutował w aktorskiej adaptacji po raz pierwszy w historii tej postaci. Jeśli ktoś sięgnie po oczywisty wybór i skusi się na serię z Red Hood w tytule, to niestety zapozna się z Jasonem, który kręci się w kółko – zyskuje i traci bliskich, raz olewa nietoperzowe zasady w pełni, a następnym razem przechodzi na jasną stronę mocy i przestaje zabijać, tylko po to, aby wątek później kogoś zastrzelić i odbyć n-tą kłótnię z Batmanem o tę kwestię. Coraz bardziej widać to, że Lobdell stracił już wszelki pomysł na tę postać i dlatego wciąż się powtarza, wciąż każe Jasonowi zmagać się z tymi samymi dylematami, wciąż daje mu przyjaciół, a potem zabiera, gdy potrzebuje, żeby ten znowu zaczął w tym samym miejscu, co ileś zeszytów wcześniej.
Nie wiem, czy to kwestia braku kompetencji (bo na takową na pewno cierpi Lobdell, patrząc na ogólną jakość pisanych przez niego komiksów), czy braku poszanowania dla wszelkiej ciągłości (nawet wewnątrz własnego tytułu, nie wspominając o statusie całego obecnego uniwersum i konsekwencjach wydarzeń przenikających między seriami), ale zwyczajnie chciałabym, żeby eminencje mające coś do powiedzenia w DC wreszcie odsunęły Lobdella od Jasona, a najlepiej w ogóle od komiksów. Takie moje małe życzenie na drugą połowę 2019 roku.


Komentarze